Język polski dla obcokrajowców klasy 5.
Witam Was, moi drodzy!
Dzisiaj zapraszam do wysłuchania i przeczytania drugiej części bajki zatytułowanej"Brzydkie kaczątko".
Temat: Słuchamy i czytamy ze zrozumieniem bajkę o Brzydkim kaczątku część II
Wysłuchaj bajki na podstawie baśni Andersena, a następnie przeczytaj oryginalną (prawdziwą) historię Brzydkiego kaczątka część drugą
Pamiętaj o wpisaniu obecności w komentarzach
Wysłuchaj bajki na podstawie baśni Andersena, a następnie przeczytaj oryginalną (prawdziwą) historię Brzydkiego kaczątka część drugą
Pamiętaj o wpisaniu obecności w komentarzach
Miłego odbioru!
kliknij w link
https://youtu.be/AJ2p7X31xKU
Baśń Andersena "Brzydkie kaczątko" część II
https://youtu.be/AJ2p7X31xKU
Słownictwo:
staw- małe jezioro,
gąsior- gęś rodzaju męskiego,
trzcina- roślinność wodna,
polowanie- wyprawa mająca na celu zabicie zwierząt lub ptactwa,
strzelcy- polujący z bronią, strzelbami,
myśliwy- ten kto poluje,
pies myśliwski- pies pomagający w polowaniu,
paszcza- tu pysk psa,
sądny dzień- straszny dzień,
śrut- nabój do strzelby,
wicher- silny wiatr,
pisklę- mały ptak,
nędzna- uboga,
gwałtowność- siła,
zawias- umocowanie drzwi,
fantazje- marzenia,
rozumna- mądra,
przestawać z kimś- przebywać z kimś,
zamarzły wody- wody zamieniły się w lód
Baśń Andersena "Brzydkie kaczątko" część II
Razu pewnego z sąsiedniego stawu przyleciały dwa gąsiory, jeszcze bardzo młode, gdyż niedawno wykluły się z jajek, ale właśnie dlatego dość zarozumiałe. Popatrzyły one na kaczę ciekawie, a jeden się odezwał:
— Jesteś tak brzydki, kochany kolego, że nie potrzebujemy obawiać się ciebie, więc jeśli zechcesz, możesz lecieć z nami na nasze błoto. Tam dopiero życie! Nie brak i młodych, ślicznych, białych gąsek, a jakie wszystkie wesołe, rozmowne, jak pięknie śpiewać umieją! Mój drogi, zakochasz się z pewnością i choć jesteś tak brzydki, kto wie, czy się której nie spodobasz.
— A ja myślę — zaczął drugi —
Wiem — pif! paf! i obaj dorodni młodzieńcy padli nieżywi w błoto, które się zaczerwieniło od krwi rozlanej. — Pif, paf! rozległo się znowu, — pif, paf! — i całe stada dzikich gęsi uniosły się w powietrze ponad trzcinę. Ale teraz dopiero zaczęła się strzelanina! Było to wielkie polowanie: strzelcy otoczyli błoto, niektórzy nawet siedzieli na drzewach, rosnących na wybrzeżu. Smugi dymu rozciągały się nad wodą i zasłaniały wszystko. Plusk, plusk! i psy myśliwskie zaczęły przebiegać wśród trzciny, chwytając nieszczęśliwych zbiegów. Sądny dzień!
Biedne kaczę odwróciło głowę, aby z wielkiego strachu schować ją pod skrzydło, ale w tej samej chwili ujrzało przed sobą straszliwą paszczę z wiszącym językiem i oczy, niby dwa ognie złośliwe. Pies rzucił się na kaczę, zęby mu błysnęły, wtem — plusk, plusk! poszedł sobie w inną stronę.
— O, dzięki Bogu, że jestem tak brzydkie! — zawołało kaczątko. — Pies mię nawet tknąć nie chciał.
I zamknąwszy oczy, leżało cichutko, przytulone do trzciny, pośród huku wystrzałów, duszącego dymu i świszczącego śrutu, który śmierć roznosił.
Późno uciszyło się na krwawym stawie, lecz wystraszone kaczę jeszcze przez kilka godzin nie śmiało ruszyć się z miejsca. Na koniec cisza je uspokoiła, podniosło głowę, otworzyło oczy, a nie widząc nikogo, zaczęło uciekać, ile mu sił starczyło, dalej, dalej, dalej!
W drodze zaskoczyła je okropna burza. Pioruny biły, deszcz lał strumieniami, a wicher miotał biednem pisklęciem, jak listkiem. Nigdy w życiu nic podobnego nie widziało i zdawało mu się, że to koniec świata.
Co począć? Gdzie się schronić?
Wieczór już zapadł, brzydkie kaczę upadało ze znużenia, kiedy ujrzało wreszcie małą chatkę. Była ona tak stara, nędzna, pochylona, iż dlatego tylko stała, że nie wiedziała, w którą stronę się przewrócić. Kaczę przytuliło się do ściany chatki, ale wiatr je uderzał z taką gwałtownością, iż wydawało się, że lada chwila je zabije.
Więc ma tu zginąć?
Wtem spostrzegło, że drzwi chaty wisiały tylko na jednej zawiasie, skutkiem czego pod spodem utworzyła się szpara, przez którą można było wsunąć się do środka. Uczyniło to śpiesznie, choć z niemałym trudem.
W chatce mieszkała stara kobiecina z kotem i kurą. Kot umiał mruczeć, wyginać grzbiet w pałąk, a nawet sypać iskry trzaskające, lecz na to trzeba było pod włos go pogłaskać. Staruszka go kochała i nazywała wnukiem. Kura znosiła jajka, a że miała nogi nadzwyczaj krótkie, staruszka ją przezwała swoją córką Krótkonóżką.
Z rana zauważono zaraz obecność kaczki i kura zagdakała, a kot zaczął mruczeć.
— Co to jest? — rzekła stara, — patrząc na nowego gościa.
Wzrok miała bardzo słaby, więc wydało jej się, że to jest duża kaczka, która się przybłąkała podczas burzy.
— A to szczęśliwie! — rzekła — będziemy mieć teraz i kacze jaja. Żeby tylko nie był kaczor! Ha, trzeba się przekonać, poczekajmy.
Minęło trzy tygodnie, a kaczych jaj nie ma. Staruszka już przestała się spodziewać. Kot był w tej chatce panem, kura panią i oni tu rządzili. „My i ten świat“ — mówili, — co miało oznaczać, że się uważają za coś lepszego od świata. Kaczę chciało wyrazić inne zdanie pod tym względem, lecz kura się rozgniewała.
— Umiesz znosić jajka? — rzekła.
— Nie.
— No, to się nie odzywaj, z łaski swojej.
— Umiesz mruczeć, grzbiet wyginać, iskry sypać? — zapytał kot z kolei.
— Nie.
— No, to siedź cicho, kiedy mówią rozumniejsi od ciebie.
I kaczątko usiadło w kącie, smutne i zawstydzone.
Wtem przez drzwi otwarte wpadła smuga światła, wiatr przyniósł zapach wody, trzciny, tataraku i kaczę opanowała taka chęć pływania, że zwierzyło się z tym kurze.
— A to co? — rzekła kura. — Nic nie robisz i dlatego takie ci głupstwa przychodzą do głowy. Noś jajka, albo mrucz sobie, a zaraz wywietrzeją ci fantazje.
— Kiedy to tak przyjemnie — zapewniało kaczę — zanurzać się, wypływać, pluskać w czystej wodzie, a potem skryć się głęboko i widzieć, jak woda się zamyka nad głową!
— O tak, to wielka rozkosz! — zaśmiała się kura. — Zupełnie zwariowałaś, moja droga. Zapytaj kota — przecież mądrzejszego stworzenia nie ma na świecie? — zapytaj, czy lubi pływać albo zanurzać się w wodzie? O sobie już nie mówię, ale możesz spytać i naszej pani. Żyje tak długo na świecie i jest bardzo rozumna. Nie znam rozumniejszej nad nią. Więc zapytaj, czy to przyjemnie zanurzać się z głową w wodzie! Czy ma ochotę pływać?
— Nie rozumiecie mię — rzekło kaczątko.
— My ciebie nie rozumiemy? Doprawdy? Więc któż cię może zrozumieć? Czy sobie nie wyobrażasz czasem, ty głuptasie, żeś mądrzejsza od kota, albo od naszej pani? O sobie już nie mówię. Nie bądź tak zarozumiałym, moje dziecko, i dziękuj Bogu za te dobrodziejstwa, które ci tu wyświadczono. Mieszkasz w ciepłej izbie i masz towarzystwo, w którym mógłbyś skorzystać bardzo wiele. Ale na to trzeba słuchać i rozważać, a nie bajać bez sensu. Powiem ci otwarcie, że niezbyt przyjemnie żyć z tobą pod jednym dachem. Możesz mi wierzyć. Zresztą mówię ci o tym przez życzliwość. Przyjaciel ma obowiązek mówić prawdę w oczy, chociażby przykrą była. Radzę ci też szczerze: naucz się znosić jajka, albo mruczeć, albo sypać iskry. Inaczej nic z ciebie nie będzie.
— Pójdę sobie w świat chyba — rzekło kaczę.
— Otwarta droga, nikt cię tu nie zatrzymuje.
I poszło sobie kaczę. Pływało po wodzie, pluskało, zanurzało się głęboko, ale zawsze było samo — inne pływające ptaki unikały go z powodu brzydoty.
Tymczasem nastąpiła jesień. Liście na drzewach pożółkły, ściemniały i zaczęły opadać; wiatr kręcił je w powietrzu i niósł gdzieś daleko, aby porzucić znowu. Powietrze stawało się chłodne, wilgotne, ciężkie chmury przesuwały się nisko po niebie, niosąc deszcze i śniegi, zasłaniając słońce. Wrony krakały z zimna. Dreszcz przebiega na samą myśl o takim czasie.
I brzydkiemu kaczęciu było coraz gorzej. Chłodno, głodno i nikogo, kto by polubił je szczerze. Bo takie brzydkie! A nie tylko brzydkie, lecz takie duże i takie odmienne od wszystkich, ptaków. Do nikogo, do nikogo niepodobne.
A każdy szuka podobnych do siebie.
ciąg dalszy na następnych zajęciach
Komentarze
Prześlij komentarz